wtorek, 29 listopada 2016

Autorekomendacja "Dziejów Kapitalizmu"



Długo już na blogu nie pisałem. Były różne tego powody:
- po pierwsze, od dłuższego czasu piszę do 4 tytułów prasowych, co skutecznie nasyca mnie słowem pisanym,
- po drugie, jestem ojcem dwójki (a wkrótce trójki) synów, których strasznie nie lubię zaniedbywać,
- i wreszcie: od prawie 2 lat intensywnie pracowałem nad moją najnowszą książką, która właśnie się ukazała. Posiadam więc mocne alibi.

Przy okazji ukazania się moich poprzednich książek na tym blogu napisałem również krótkie wpisy, dlatego tradycji musi się stać zadość. Chociażby ze względów marketingowych: niektórzy nie kupują gazet, w których piszę, a mój blog stanowi główny kanał informacyjny na temat mojej działalności, dlatego warto odnotować fakt wydania książki także w tym miejscu. Tym bardziej, że jest to naprawdę świetna książka (moja najlepsza).



Na temat „Dziejów kapitalizmu” mówiłem sporo w czasie premiery książki w Warszawie 25 listopada (nagranie można obejrzeć tutaj). W tym miejscu dodam przede wszystkim to, że mam ogromną satysfakcję, że ona powstała. Siedząc nad książkami i komputerem przez tyle miesięcy sam nieraz wątpiłem, czy nie porwałem się na zbyt obszerny materiał, a na dodatek pojawiała się presja finansowa: nie dostałem przecież żadnego grantu ani stypendium badawczego, po prostu zainwestowałem swój czas w pokaźny projekt, który nie zapewnia natychmiastowej gratyfikacji pieniężnej (i nadal nie wiem, czy zapewni w stopniu, jaki sobie założyłem).
Ale poprzestańmy na tej martyrologii. „Dzieje” się ukazały i mam nadzieję, że będą niczym kij włożony w dobre samopoczucie środowiska libertariańskiego i wolnościowego w Polsce. Nie chodzi o to, że przeszedłem na drugą stronę mocy, lecz o to, że od wielu lat obserwowałem postępujące zaślepienie mojego środowiska ideowego w zakresie kapitalizmu. Wielu z nas ma tendencję do pryncypialnego odrzucania wszystkiego, co się dzieje i przydawania etykiety „etatyzm” na lewo i na prawo. W rezultacie dziś wielu wolnościowców zabrnęło na dziwaczne pozycje, w ramach których m.in. naiwnie broni kapitalistów państwowych dostrzegając w nich kapitalistów prywatnych, upatruje w Unii Europejskiej obrońcę liberalizmu gospodarczego, czy też bezwiednie wyśmiewa tezę, iż kapitał ma narodowość. W naszym libertariańskim grajdołku dominuje czasem dość naiwna wizja historii, w ramach której bogacili się z reguły ci, którzy wprowadzali reformy wolnorynkowe. Niby nikt tak jak my nie mówi często o krytyce pieniądza fiducjarnego, czy też austriackiej teorii cykli koniunkturalnych, a mimo wszystko chcemy ostatecznie widzieć otaczający nas świat jako rządzący się prawidłami społeczeństwa kształtowanego przez prawo prywatne. Niestety, świat jest o wiele bardziej skomplikowany i odszedł od wolnorynkowych ideałów w tak wielkim stopniu, że bogactwo wynika w sporej mierze ze stosowania środków politycznych, a nie wolnorynkowych.
„Dzieje kapitalizmu” to jeden, wielki prztyczek w nosa tych, którzy ulegli wizji ludzkości wychodzącej za sprawą oświeceniowych idei z „okresu umysłowego niemowlęctwa”. To uderzenie w mit klasycznego liberalizmu brytyjskiego dokonane jednak nie po to, aby sprzeciwić się ideom libertariańskim, lecz aby znaleźć dla nich nowy, stabilny grunt. Książka dopiero się ukazała, a już teraz widzę, że wzbudza pewne kontrowersje, ale właśnie o to mi chodziło. O to, aby libertarianie i wolnorynkowcy przestali zbywać całą lewicową krytykę kapitalizmu, lecz mądrze zagospodarowali pewne jej trafne elementy na własny użytek i potrafili walczyć na rzecz wolności przy pomocy najbardziej skutecznej broni ze wszystkich: secesji. 

Ale „Dzieje kapitalizmu” to nie tylko debata na temat środków sprzyjających gromadzeniu bogactwa. To także setki nazwisk, słabo znanych faktów oraz danych liczbowych, które wywracają do góry nogami tradycyjne postrzeganie historii. Największy dług w tym zakresie mam tradycyjnie u Murraya Rothbarda. Bez jego „Wall Street, Banks and American Foreign Policy” oraz „History of Banking in the United States” moja książka pewnie nigdy by nie powstała. Fajnie było przejść się szlakiem, który kiedyś przetarł.