Problem ekumenizmu zaczął się w momencie, gdy
chrześcijaństwo zaakceptowało patronat państwa.
Przez pierwsze trzy wieki po śmierci Chrystusa Kościół
był organizacją zwalczaną przez państwo, a i ludzie Kościoła stronili od
władzy. Idea ekumenizmu była wówczas rozumiana jako jedność wszystkich
chrześcijan zamieszkujących Europę, Azję i Afrykę. Poszczególne kościoły
lokalne zachowywały łączność z następcami św. Piotra oraz jedność wyznawanej
wiary. Już wtedy istniały pierwsze herezje, lecz żadna z nich nie była w stanie
się utrwalić, gdyż Kościół, jako instytucja prywatna, doskonale radził sobie z
wszelkimi błędami doktrynalnymi. Relatywnie największą herezją był wówczas
doketyzm, któremu jednak nie udało się nigdy zapuścić trwałych korzeni.
Pozbawieni wsparcia ze strony ziemskich władców heretycy byli bezsilni i
dlatego Kościół oczyszczał się z nich w dość sprawny sposób.
Pierwsze poważne herezje, które przyczyniły się do
dalszego nawarstwienia podziałów w chrześcijaństwie, pojawiły się dopiero po
uczynieniu z chrześcijaństwa religii państwowej. Kościół był wciąż nominalnie
jeden, ale za sprawą mariażu z władzą niemal w każdej dekadzie rozsadzały go od
środka różnego rodzaju herezje. Praktycznie bez wyjątku herezje te były
wspierane przez państwo. Cesarz Konstancjusz oficjalnie wspierał arianizm,
który w pewnym momencie dominował nawet nad ortodoksją. Była to pierwsza wielka
herezja, która swoją siłę czerpała właśnie ze wsparcia udzielanego przez
państwo.
W 395 roku Cesarstwo Rzymskie podzieliło się na dwie
części, co miało niebagatelny wpływ na dalsze losy chrześcijaństwa oraz idei
ekumenizmu. Gdyby Kościół nie przyjął państwowego patronatu, problemy, które
wkrótce wynikły, prawdopodobnie nigdy by nie zaistniały. Jako organizacja
stroniąca od państwa, mógłby z łatwością uniknąć wszystkich ciosów, które
spadły na niego w kolejnych wiekach, lecz niestety górę wzięło mylne
przekonanie, że chrześcijaństwo powinno być religią państwową. Kościół
podzielił się więc na wzór władzy.
Cesarstwo Zachodnie szybko upadło i dlatego chrześcijanie
łacińscy byli przez kolejne wieki prawdziwym wzorem ortodoksji dla swych
odpowiedników ze wschodu. Cesarze bizantyjscy aktywnie forsowali kolejne
herezje: monofizytyzm, czy też ruch ikonoklastyczny. Gdy wpływy Cesarstwa
Wschodniego w Italii całkowicie zanikły, a papiestwo zawarło wielki patronacki
sojusz z Frankami tworząc nowe Cesarstwo, pojawiła się najważniejsza przesłanka
do wielkiej schizmy. Błędna idea chrześcijaństwa jako religii państwowej
zaowocowała tym, iż dwa wielkie „chrześcijańskie” państwa chciały zyskać
wyłączność dla swego patronatu. Ostatecznie w 1054 roku doszło do trwającego
podziału między chrześcijanami, który jednocześnie stał się matrycą kolejnych
podziałów oraz zaczynem dla współczesnej mutacji idei ekumenizmu. Odtąd każdy
władca potężnego państwa będzie chciał utworzyć własny kościół i w tym celu
aktywnie wspierał twórców kolejnych herezji.
Dopóki władza na zachodzie Europy była słaba, ryzyko
zaistnienia nowych podziałów było znikome. Jednakże począwszy od XIV wieku
narastały tendencje wzmacniające władze, których motorem napędowym byli
późnośredniowieczni heretycy. Zapowiedzią nadchodzącej katastrofy była Wielka
Schizma Zachodnia (1378-1417), kiedy to Francja rzuciła wyzwanie Cesarstwu chcąc
przejąć rolę wyłącznego państwowego patrona Kościoła. Schizmę udało się na
chwilę uciszyć, lecz powróciła niczym wezbrana fala wraz z Reformacją.
Zasadniczym skutkiem Reformacji było pojawienie się setek
nowych heretyckich wyznań i sekt, które walczyły ze sobą oraz z katolicyzmem skażonym
akceptacją dla państwa o uczynienie z nich religii państwowych. Katolicy
zachowali kontrolę w wielu krajach, lecz w wielu innych zwyciężyli kalwini i
luteranie, którzy natychmiast przystąpili do utworzenia kościołów państwowych.
Schizma z 1054 roku uległa fatalnemu w skutkach zwielokrotnieniu przede
wszystkim dlatego, iż ludzkimi umysłami bez reszty zawładnęło przekonanie, iż
wiara chrześcijańska może być pogodzona z instytucją państwa. Gdyby nie to
przekonanie, żadna ze schizm najprawdopodobniej nigdy nie miałaby miejsca, gdyż
heretyków nie broniliby władcy państw. Czemuż zresztą mieliby to czynić, gdyby
ortodoksyjnym stanowiskiem chrześcijaństwa było zdystansowanie się od państwa?
Reformacją Bóg wystawił chrześcijanom rachunek za wielki błąd, którego
dopuścili się w 313 roku.
Wziąwszy przykład z Zachodu, chrześcijanie wschodni
dokonali kolejnej schizmy, tworząc w 1589 roku Patriarchat Moskiewski.
Przyczyna była dokładnie taka sama – Moskwa chciała być nowym imperium, „nowym
Rzymem”. Utworzenie polskiego kościoła państwowego postulowali nawet polscy
Sarmaci, lecz na szczęście ich pomysł nie został zrealizowany. W wyniku tych
wszystkich schizm jedność chrześcijan stała się wielkim mitem. W XVI i XVII
wieku podzieleni chrześcijanie stoczyli na dodatek szereg krwawych wojen, przy
pomocy których chcieli sobie udowodnić czyje państwo będzie rzekomo lepszym
patronem wiary.
Gdy już upuścili sobie nawzajem zbyt wiele krwi, zaczęli
rozmyślać nad tym, w jaki sposób powstrzymać dalsze masakry i wojny.
Rozwiązanie było proste: wystarczyło wycofać się z mylnego przekonania o
możliwości pogodzenia ze sobą wiary i państwa, lecz zarażone statolatrią umysły
tamtej epoki przystąpiły do ideologicznej ofensywy. Tak właśnie zrodził się współczesny
ekumenizm, rozumiany jako idea łączności katolików z heretykami za wszelką
cenę.
Nowożytny ekumenizm zrodził się w krajach protestanckich,
w których liderzy poszczególnych ugrupowań zauważyli z przerażeniem, że
podziały w ich łonie coraz bardziej się nasilają, zaś Kościół katolicki
pozostaje monolitem (szacuje się, że istnieje dziś aż 33 tysiące odmian
protestantyzmu!). Zdawali sobie doskonale sprawę z tego, że podziały w ich
własnym gronie osłabiają ich w konfrontacji z ortodoksją i dlatego podjęli
intelektualną ofensywę. Podstawowym punktem tejże ofensywy była koncepcja
zasadniczych prawd wiary, łączących wszystkie wyznania. Rozmaici teolodzy i
filozofowie protestanccy wysuwali różnorakie propozycje tzw. minimum, w które
każdy wierzyć powinien, bez względu na wyznanie („wszyscy wierzymy w jednego
Boga” itd.). Chciano w ten sposób stworzyć kolejną platformę do dalszych
podziałów, gdyż chrześcijaństwo zredukowane do kilku dogmatów dawałoby jeszcze
większe pole do teologicznych nadużyć.
Szczytowe zainteresowanie ideami ekumenicznymi w świecie
protestanckim przed ich ponownym triumfalnym wypłynięciem na powierzchnię u
schyłku XIX wieku miało miejsce tuż po Wojnie Trzydziestoletniej. Głównymi
ośrodkami protestanckiego ekumenizmu stały się Moguncja i Hanower. Jednym z
najsłynniejszych zwolenników idei połączenia różnych wyznań w jedno w oparciu o
tzw. „minimum wiary” był luterański pastor Georg Calixtus (1586-1656). Głoszone
przez niego poglądy spolaryzowały cały protestancki świat, otrzymując nazwę
„synkretyzmu”. Podobne poglądy głosił także kalwiński duchowny John Dury (1596-1680),
który w ramach swojego ekumenicznego zapału przyjechał nawet specjalnie do
Niemiec, aby połączyć ze sobą kalwinów, luteranów i pozostałe odłamy
protestantyzmu. Swoich apostołów ekumenizm miał też w Polsce, gdzie działali
Bartłomiej Bythner (1559-1629), czy też Daniel Kałaj (? – 1681) – kalwińscy
ministrowie. Pod wpływem ich działań w 1645 roku w Toruniu doszło nawet z
inspiracji króla Władysława IV do tzw. Colloquium
Charitativa, czyli braterskiej rozmowy wszystkich wyznań, lecz na szczęście
nie udało się wówczas ustalić żadnego minimalnego zestawu prawd wiary.
Podstawową przyczyną, dla której XVII-wieczny ekumenizm
inspirowany przez protestantów nie zyskał trwałych podstaw było ich skupienie
się na jedności wyznań protestanckich. Niechęć do wyznania rzymskiego była
jeszcze wówczas zbyt silna, aby ekumenizm rozumiany jako jedność z heretykami
mógł zyskać powodzenie.
Jednakże u schyłku XVII wieku protestanccy teolodzy
zyskali nowego sojusznika w postaci Gottfrieda Leibniza. Ów słynny matematyk (i
niezbyt wybitny, choć niezmiernie modny filozof), był nominalnie luteraninem,
lecz jak to na „racjonalistów” przystało, rzadko lub prawie w ogóle nie
nawiedzał świątyń. Ten niezmiernie dumny filozof otwarcie stronił od religii
opartej na prawdach wiary i w zamian postulował „religię filozoficzną”, która
miałaby stanowić wspólny fundament dla wszystkich wyznań. Traktując swoje
własne przemyślenia jako nadrzędne wobec dogmatów, którymi zresztą gardził,
Leibniz zaangażował się w pewnym momencie w projekt bliźniaczo podobny do
współczesnego ekumenizmu.
W latach 60. XVII wieku nadworny filozof Elektora
Hanoweru opracował więc zestaw tzw. „minimum dogmatycznego”, noszący nazwę Demonstrationes Catholicae, który
później Elektor przedstawił papieżowi. Nawiązał także kontakty z katolickimi
biskupami i duchownymi (jak choćby z Bossuetem), przekonując ich do
konieczności stworzenia nowej, ekumenicznej religii. Gdy jego trwające kilka
dekad wysiłki spełzły na niczym, tuż przed nastaniem XVIII wieku podjął nowy
plan unifikacji protestantyzmu i prawosławia. W swoich działaniach był nieco
osamotniony i dlatego nigdy nie udało mu się doprowadzić do obranego przez
siebie celu, który, jak można się domyślać, miał potwierdzić jego wielkość jako
myśliciela.
Idee Leibniza nie zginęły jednak bezpowrotnie i podjęto
je ponownie, gdy sytuacja geopolityczna uległa sporym zmianom. Na przełomie XIX
i XX wieku duchowni i teolodzy protestanccy zrozumieli, że nadszedł czas na
kolejną, tym razem decydującą ofensywę. Tym razem głównymi rzecznikami idei
„redukcji dogmatycznej” byli m.in. anglikański duchowny George Bell (1883-1958)
oraz szwedzki pastor Olaf Söderblom (1866-1931), którego uhonorowano nawet w
1930 roku Nagrodą Nobla. W 1948 roku w Amsterdamie założona została Światowa
Rada Kościołów, do której na szczęście nie należy nadal Kościół Katolicki.
Zgromadzeni w tej organizacji protestanci i przedstawiciele pomniejszych
wspólnot wspólnie lobbują od tej pory na rzecz zaprószenia idei ekumenizmu w
łonie Kościoła.
To nie przypadek, że inicjatorami ruchu ekumenicznego
byli protestanci oraz „racjonalistyczni”, zeświecczeni filozofowie. O ile
Kościół katolicki od czasów Konstantyna żył w symbiozie z państwem, o tyle
protestantyzm uczynił z religii służkę państwa. W krajach, gdzie protestantyzm
uczyniono religią państwową, doszło do najliczniejszych aktów apostazji oraz
zeświecczenia (czyli przejęcia przez państwo sfery oddziaływania Kościoła).
Herezje Lutra, Kalwina, Zwingliego, czy też Serweta poczyniły wielkie
zniszczenia w społeczeństwach żyjących zgodnie z ich nakazami, a następnie
poszukiwały nowego gruntu do rozprzestrzenienia. Stąd właśnie dążenie do
stworzenia nowej religii ekumenicznej, która dałaby podstawy do dalszych
podziałów i herezji. Co jednak najważniejsze, główni ideolodzy ekumenizmu
dążyli niezmiennie do tego, aby „nadzorcą” religii ekumenicznej było państwo –
do tej idei namawiają także dzisiaj.
Współcześnie ekumenizm bywa wspierany nawet przez wrogów
Kościoła, którzy doskonale wiedzą, że fałszywa jedność, którą głosi ekumenizm,
tak naprawdę jedynie wzmacnia podziały wśród chrześcijan. Tak właśnie czynili
m.in. komuniści w Polsce, aktywnie wspierając wszelkie ekumeniczne tendencje w
polskim Kościele. Tworzenie wspólnej płaszczyzny wiary nie pomoże przynieść
jedności – ta może zostać przywrócona jedynie wówczas gdy obecne herezje utracą
patronat państw. Największe wyznania chrześcijańskie, poza katolicyzmem, są
bowiem do dziś religiami państwowymi (np. anglikanizm, luteranizm szwedzki,
norweski i duński, czy też prawosławie). Od XIX wieku Kościół nie ma już
swojego cesarstwa, które byłoby jego patronem, dlatego współcześnie, jak nigdy
przedtem, pojawiła się szansa na samoczynne oczyszczenie się z herezji.
Schizmatycy to czują i stąd właśnie ich ogromne wysiłki na rzecz propagowania
idei ekumenizmu. Doskonale wiedzą, że jeśli teraz nie uda im się przypuścić
ideowej ofensywy, ich własne wyznania czeka naturalna śmierć, szczególnie w
obliczu postępującej laicyzacji świata zachodu – wywołanej właśnie przez mariaż
z państwem.
Zdecydowana większość dzisiejszych protestantów i
prawosławnych pozostaje przy swoich wyznaniach także dlatego, że w ciągu
ostatnich wieków stały się one niejako religiami narodowymi. Większość narodów
świata ma swoje własne wyznanie, które traktuje jako element państwowej
tożsamości i choć najczęściej niewiele jest osób je praktykujących, ludność
szanuje je jako element konstytutywny swojego państwa.
Choć
wielu osobom może się to wydać paradoksalne, to właśnie idea sojuszu tronu z
ołtarzem oraz chęć uniwersalizmu religijnego pod patronatem potężnego władcy
przyczyniła się do wystąpienia wszelkich schizm i większości herezji.
Współczesny Kościół, który ponownie stał się organizacją prywatną i powszechną,
stoi przed wielką szansą na odciągnięcie wielu chrześcijan od schizmatyckich
wyznań. Musi tylko stanowczo odmawiać partycypacji w ekumenicznym ruchu oraz
trzymać się z dala od państwa. Historia pokazuje, że Kościół doskonale
samoczynnie oczyszcza się z większości błędów o ile tylko stroni od Lewiatana.