[W "Najwyższym Czasie! nr 15-16 (1142-1143) z 07-14-04-2012 ukazała się polemika Pawła Łepkowskiego pt. "Dolar nie jest śmieciem", w której autor odniósł się do mojego wcześniejszego tekstu "Kiedy dolar stanie się śmieciem (dostępnym tutaj). Wysłałem do Redakcji odpowiedź, która niestety nie zmieściła się na łamach, więc zamieszczam ją poniżej]
Najbardziej niefrasobliwa polemika to taka, w której
autor ostatecznie przyznaje rację swojemu adwersarzowi. Pomimo
butnego porównania mnie do dziennikarza będącego na usługach
komunistycznych reżimów, Paweł Łepkowski w swym tekście pt.
„Dolar nie jest śmieciem!” (NCz! Nr 15-16) faktycznie sam
potwierdził tezy, które rzekomo zwalczał.
Według Łepkowskiego mój tekst („Kiedy dolar stanie
się śmieciem?” NCz! Nr 12) był najbardziej antyamerykańskim
tekstem, na jaki zdarzyło mu się natknąć. Tak radykalnych tekstów
nie można ponoć uświadczyć nawet w Wenezueli ani na Kubie. Kto
nie chwali amerykańskiego Lewiatana, ten na pewno jest komunistą
albo lewakiem i z całego serca nienawidzi Amerykanom – tak zdaje
się myśleć mój polemista.
Swojemu
adwersarzowi chciałbym uświadomić, że mój tekst nie był
antyamerykański. Przyzna to chyba każda osoba obdarzona dobrą
wolą. Mało tego, jak mało kto jestem wielbicielem dorobku
cywilizacyjnego kontynentu, który zrodził ideę libertarianizmu. W
przeciwieństwie do p. Łepkowskiego dostrzegam jednak ogromną
różnicę dzielącą społeczeństwo
Ameryki od państwa
noszącego nazwę USA. Innymi słowy, jestem ogromnym fanem
wolnościowych tradycji obecnych wciąż w społeczeństwie
gospodarce Ameryki, lecz jednocześnie uważam, że państwo żerujące
na tym społeczeństwie stanowi największe zagrożenie dla ludzkości
na świecie.
Tej subtelnej różnicy nie rozumie jednak mój
polemista, dla którego jestem totalnym wrogiem wszystkiego, co
amerykańskie. Na bazie tego nieporozumienia przydane zostały mi
demoniczne cechy wroga amerykańskiej gospodarki oraz wszystkiego, co
amerykańskie. Na Boga, na jakiej podstawie?!
Redaktor Łepkowski reprezentuje typowe dla wielu
prawicowców utożsamienie państwa z narodem. W tej konstrukcji
myślowej dolar wydaje się być kwintesencją amerykańskości, jej
największym atutem właśnie dlatego, że jego produkcją zajmuje
się amerykańskie państwo. Tymczasem jednak papierowy dolar został
narzucony Amerykanom w drodze podstępu i bez ich woli. Świadczy o
tym chociażby sama nazwa banku centralnego emitującego zielone
banknoty, czyli Rezerwa Federalna. Amerykanie byli tak bardzo
przeciwni idei banku centralnego, że gdyby przed 1913 rokiem któryś
z polityków powiedział wprost, że chce założyć bank centralny,
jego dni byłyby policzone. Słowo „rezerwa” miało wytworzyć
wrażenie, że tak naprawdę bankierzy i rząd zakładają pewien
mało znaczący urząd, pewnego rodzaju rezerwę. Gdy opinia
publiczna dowiedziała się w końcu o prawdziwej roli Fed, na
stawienie oporu było już za późno.
Paweł Łepkowski sugeruje w swym tekście, że jestem
zwolennikiem tezy głoszącej, że gospodarkę najbardziej napędzają
zbrojenia. Pomijając już fakt, że nigdzie takiej tezy nie
wypowiedziałem, mój polemista zupełnie nie rozumie znaczenia,
jakie miała konferencja w Bretton Woods i ustalony w niej porządek.
W pewnym fragmencie swojego artykułu prezentuje nawet tezę jawnie
przeczącą podstawowym faktom najnowszej historii twierdząc, że
„ani przed, ani po utworzeniu Systemu Rezerwy Federalnej Stany
Zjednoczone nie musiały nikomu narzucać rozliczeń międzynarodowych
w ich walucie”. Przepraszam, ale wypadałoby zapoznać się
przynajmniej z artykułem pt. „Bretton Woods” na Wikipedii.
Zbrojenia dokonywane przez państwa odbywają się
zawsze kosztem społeczeństw, gdyż wymagają pobierania podatków.
W związku z tym niejako z definicji przyczyniają się do regresu
ekonomicznego ludności. Jednakże w przypadku państwa (nie mylić
ze społeczeństwem, redaktorze Łepkowski), rzeczy mają się
zupełnie inaczej. Państwo jest tym silniejsze, im potężniejszą
ma armię. W związku z tym najpotężniejszy na świecie amerykański
Lewiatan może przedłużać swoją hegemonię tylko i wyłącznie
dzięki wydatkom na zbrojenie. Z kolei wydatki te są możliwe tylko
i wyłącznie dzięki zapewnieniu zbytu dla dolara. Każdy bank
centralny marzy o tym, by móc drukować swoje banknoty bez
ograniczeń, lecz nie każdy chce je przyjmować. Fed ma o tyle
ułatwione zadanie, że w razie kłopotów z akceptacją dolarów
armia USA jest obecna w ponad 150 krajach świata.
Paweł
Łepkowski w pewnym momencie stwierdza nieoczekiwanie, że „Stany
Zjednoczone nie potrzebują utrzymywać swojej supremacji
gospodarczej za pomocą bomb i czołgów. Ten kraj nadal byłby
światową lokomotywą gospodarczą i największą gospodarką
planety, nawet gdyby stan jego sił zbrojnych był zerowy”. No
właśnie! O taki stan rzeczy walczy m.in. senator Ron Paul, dla
którego potęga kraju,
w którym żyje to zupełnie co innego niż potęga państwa,
którego jarzmo przyszło mu znosić. Takiej Ameryki chciałbym
kiedyś doczekać, lecz póki co zbyt wiele czasu marnotrawi właśnie
na czołgi i bomby.
Skoro mój polemista dostrzega więc, że armia USA
jest całkowicie zbyteczna dla zamożności Amerykanów, to czemu nie
dziwią go fakty, które sam przytacza: „Na blisko 1,5 biliona
dolarów wydawanych rocznie na całym świecie na zbrojenia połowa
przypada na USA”; „W ciągu ostatnich 13 lat wydatki na zbrojenia
wzrosły w USA o 114%”. Skoro Amerykanie byliby zamożni nawet bez
armii swojego Lewiatana, to po cóż ich Lewiatan pompuje tak wiele
pieniędzy w zbrojenia? Sentyment do munduru? A może ekstrawagancja
bogaczy?
Odpowiedź
jest prosta: do ujarzmienia tak potężnego kraju jakim jest Ameryka
państwo Stany Zjednoczone potrzebuje ogromnej siły. Ponadto, w
wyniku II wojny światowej oraz ładu ustalonego w Bretton Woods
amerykański Lewiatan dokonał niebywałej ekspansji na cały świat.
W ten sposób amerykańskie państwo
uzależniło
się od ciągłych podbojów i wymuszania obiegu dolara na całym
świecie.
Nie każdy chce jednak pełnić rolę pionka na
szachownicy Waszyngtonu. Co jakiś czas któryś z krajów świata
próbuje zerwać zależność od dolara. P. Łepkowski przypisuje mi
twierdzenie, że gdyby Wietnam, Korea, Kambodża lub Grenada
przestały przyjmować dolary, załamaniu uległaby amerykańska
gospodarka. Nie, to nie amerykańska gospodarka uległaby wstrząsowi,
lecz amerykański Lewiatan. Amerykańscy politycy właśnie dlatego
zabiegają o zapewnienie dolarowi chodliwości, gdyż najbardziej w
świecie obawiają się efektu domina. Gdy jakiś kraj stworzy wyłom,
w jego ślad pójdą kolejne, a Wujek Sam zamiast kontrolować całą
kulę ziemską będzie musiał ograniczyć się do swojego
kontynentu. Rozpaczliwa walka o zachowanie imperium dolara nie jest
walką o przyszłość kapitalizmu, lecz o o przyszłość
amerykańskiej klasy politycznej gnębiącej cały świat.
Redaktor
Łepkowski, o czym już wspominałem, przyrównał mnie w swym
tekście do dziennikarza socjalistycznego reżimu. W rzeczywistości
jednak tekst apologetyczny wobec Imperium
Dollarum
wyszedł właśnie spod jego pióra. Niczym dziennikarz z National
Review,
w
agresywny sposób broni amerykańskiej polityki interwencyjnej na
całym globie. Kto nie zgadza się z supremacją Wujka Sama, ten na
pewno jest komunistą albo socjalistycznym szpiegiem. Prawda z
definicji leży po stronie amerykańskiego oręża – tak brzmi
credo
amerykańskich
konserwatystów. To smutne, ale to właśnie ludzie o podobnym stylu
myślenia, co p. Łepkowski przyczynili się, i wciąż przyczyniają,
do upadku wolności na Nowym Kontynencie. I to właśnie do nich
najlepiej pasuje określenie: „reżimowy dziennikarz”, gdyż
największym reżimem na świecie są Stany Zjednoczone.
Najbardziej zastanawia jednak niezachwiana wiara, jaką
p. Łepkowski pokłada w amerykańskiej walucie. Nawet licealiści
interesujący się ekonomią wiedzą doskonale, że przez ostatnie 40
lat siła nabywcza dolara zmniejszyła się aż 5-krotnie. Słynny
inwestor Jim Rogers od lat głosi wszem i wobec, że „dolar to w
dłuższej perspektywie totalna katastrofa”. A o szefie Fed
wypowiada się następująco: „Dr Bernanke nie zna się na
ekonomii, nie zna się na finansach; on zna się jedynie na
drukowaniu pieniędzy”.
Jeśli jednak p. Łepkowski mimo to nadal wierzy w
„zielonego”, nie zamierzam mu w tym przeszkadzać. Skoro to tak
potężna waluta, niech spienięży cały swój dobytek w dolarach i
pozostanie przy nich aż do samego, mizernego końca. Za wojnę w
Iranie Wujek Sam swoim żołnierzom jeszcze zapłaci, ale ciekawe ile
dolar będzie wart przy następnym konflikcie? Albo inaczej: czy
będzie jeszcze w ogóle coś wart?