Los sofistów stanowi żywy dowód na potwierdzenie
tezy, że najlepsze umysły i najbardziej niezależne jednostki są
najczęściej spychane przez społeczeństwo na margines przy
współudziale kiepskich myślicieli.
Przez setki lat sofiści byli w kulturze europejskiej
synonimem umysłowego cwaniactwa oraz relatywizmu. Zgłębiający
filozofię poznawali ich jako bałamutnych antagonistów platońskich
dialogów lub też twórców sofizmatów, które cierpliwie
rozwiązywał Arystoteles. Choć słowo „sofista” wywodzi się z
greckiego słowa „mądrość”, niezależni filozofowie dorobili
się jednoznacznie negatywnego PR-u, który przetrwał w kulturze
popularnej nawet do dziś.
Najbardziej
znanym sofistą był Protagoras, autor powtarzanego częstokroć
powiedzenia: „Człowiek
miarą wszechrzeczy”,
za sprawą którego stał się uosobieniem relatywizmu i
subiektywizmu. Na miano to oczywiście zasłużył, głosząc po raz
pierwszy w historii filozofii poglądy, które stały się chlebem
powszednim współczesnego świata uniwersyteckiego. Niewiele lepszy
w tym względzie był Gorgiasz, który twierdził, że nic nie
istnieje. Dziwne to były poglądy, tym bardziej, że ktoś je musiał
wypowiadać, a więc na pewno istniał Gorgiasz, ale argument ten do
niego ponoć nie przemawiał.
Błędem byłoby jednak stwierdzenie, że sofiści
sprowadzali się wyłącznie do karykaturalnych poglądów
Protagorasa i Gorgiasza. Przeprowadzone w XX wieku badania nad myślą
sofistów dowiodły niezbicie, że sofistom zawdzięczamy naprawdę
wiele. Nauczając młodzież kładli nacisk na wszechstronne
wykształcenie, m.in. na poznanie matematyki, retoryki, czy też
muzyki. Nie wszyscy sofiści byli też sceptykami i relatywistami.
Niestety, na ich temat nie dowiemy się niestety nigdy zbyt wiele,
gdyż ich dzieła najczęściej nie dotrwały do czasów
współczesnych. U innych autorów ich poglądy oraz postawy są
najczęściej pokazywane w jednoznacznie pejoratywnym świetle, choć
przez pewien czas świadczone przez nich usługi cieszyły się sporą
popularnością.
Jednym z głównych autorów zepchnięcia sofistów na
margines był Platon. Ojciec komunizmu i autorytaryzmu zwalczał
sofistów na wszelkie możliwe sposoby. Jak powszechnie wiadomo,
Platon (tak jak Arystoteles), wywodził się z ateńskiej oligarchii,
a filozofią zajmował się głównie dlatego, że była to podówczas
główna intelektualna rozrywka sfer wyższych. Mając zapewniony
dochód dzięki instytucji państwa, krytykował jednocześnie
sofistów za pobieranie pieniędzy za naukę filozofii. Sofiści
wywodzili się najczęściej ze sfer niższych: przykładowo,
Protagoras był tragarzem, który jednak miał się dorobić na
świadczeniu usług pedagogiczno-wychowawczych majątku większego
niż słynny rzeźbiarz Fidiasz. Fakt ten doprowadzał do szału
Platona, który ubóstwiał państwo i chciał, aby nauka filozofii
była uprawiana za „darmo” - tj., aby zajmować się nią mogli
tylko i wyłącznie ludzie zamożni i z wyższych sfer rządzących
państwem.
W ten sposób Platon dał początek filozofii
instytucjonalnej, tj. uprawianej za podatki oraz przez beneficjentów
podatków. Instytucjonalni filozofowie traktują się z wyższością
i gardzą ludźmi, którzy próbują uprawiać naukę niezależnie.
Platon szczycił się tym że nie pobierał za nauczanie filozofii
żadnych opłat, ignorując kompletnie fakt, że mógł oddawać się
swojej pasji tylko i wyłącznie dzięki odpowiedniej pozycji
społecznej uzyskanej dzięki państwu. Dzisiejsi naśladowcy Platona
z państwowych uczelni również podkreślają, że studia filozofii
powinny być „bezpłatne”, gdyż zajęcie to jest rzekomo zbyt
szczytne, aby podlegało wycenie pieniężnej. Chcą w ten sposób
podkreślić wyjątkowość prowadzonego przez siebie zajęcia.
Tak
naprawdę jednak nauczanie filozofii to zajęcie jak każde inne.
Ludwig von Mises był wobec oderwanych od rzeczywistości rynkowej
naukowców wyjątkowo krytyczny: „Filozofowi
wydaje się, że zgłębianie zagadnień filozoficznych jest zajęciem
tak wzniosłym i szlachetnym, że nie wolno go traktować na równi z
jakąkolwiek inną pracą zarobkową. Profesor czuje się dotknięty
tym, że za swoje filozofowanie otrzymuje wynagrodzenie; za obraźliwe
uważa przypuszczenie, że zarabia pieniądze jak rzemieślnik czy
wyrobnik. Sprawy finansowe są dla niego zbyt przyziemne; filozof
badający doniosłe zagadnienia prawdy i absolutnych wiecznych
wartości nie powinien zaprzątać sobie głowy problemami
ekonomicznymi” - pisał urodzony we Lwowie ekonomista.
Szkoła Platona – Akademia –
stała się oficjalną uczelnią filozoficzną, która dzięki
wsparciu państwa przetrwała wiele stuleci. Z kolei dzieła sofistów
najczęściej niszczono (m.in. za sprawą Platona i jego uczniów,
którzy nie znosili konkurencji) lub lekceważono. Tak stało się
m.in. z pismami Protagorasa, które podburzeni Ateńczycy spalili na
stosie w centrum miasta.
Oficjalni filozofowie utrzymywani
przez państwo są zatem programowymi przeciwnikami wolności, gdyż
gdyby urynkowić ich własną dziedzinę, straciliby wszystkie honory
oraz źródło utrzymania. Na uniwersyteckie sale wykładowe nie
wpuszcza się myślicieli libertariańskich, gdyż ich przesłanie
podkopuje sens istnienia samego państwowego uniwersytetu. Największe
honory przypadają za to głosicielom najbardziej niedorzecznych
teorii, jak choćby współcześnie postmodernistom, czy też
neomarksistom.
Choć Protagoras i Gorgiasz
dokonali wiele, aby sofiści zyskali miano wichrzycieli, którzy za
duże pieniądze są w stanie udowodnić, że kwadrat jest okrągły,
wielu sofistów przedstawiało niezwykle ciekawe koncepcje. To
właśnie sofiści jako pierwsi przełamali autokratyczny model
społeczeństw greckich państw-miast podkreślając, że żaden
człowiek nie rodzi się z „naturalną” predyspozycją do
rządzenia innymi (szczególnie ta idea musiała zaboleć Platona).
Nikt inny jak właśnie sofiści po raz pierwszy zdemaskowali prawo
(tj. prawo stanowione przez państwo) jako narzędzie krępowania
silnych i dobrych przez kiepskich i słabych. A jeśli dołączymy do
tego osiągnięcia w dziedzinie teorii edukacji, wówczas okaże się,
że sofiści byli postaciami negatywnymi przede wszystkim w opinii
Platona.
Sofiści nie zaginęli wraz z
Gorgiaszem, Antyfontem, czy Hippiaszem, lecz funkcjonują do dziś.
Obok zniesmaczonych ideą wolnego rynku profesorów państwowych
uczelni działa całe mnóstwo ludzi posiadających ogromną wiedzę,
lecz lekceważonych i zbywanych jako obskuranci ze względu na
funkcjonowanie poza podatkowym krwiobiegiem. Ich przemyślenia i
teorie nigdy nie zyskają powszechnego uznania, gdyż przed
nazwiskiem brakuje im tytułu prof. czy też dr hab. Państwowa
akademia czasami na drodze wielkiego wyjątku jest w stanie dopuścić,
aby do panteonu mędrców dołączył ktoś spoza swojego zaklętego
światka, lecz są to bardzo rzadkie przypadki.
Wielu spośród największych
libertariańskich myślicieli w historii funkcjonowało właśnie
tak, jak greccy sofiści: nauczali za pieniądze, z dala od
oficjalnych instytucji państwa. Im także przyprawiono etykiety
wichrzycieli oraz obskurantów, choć tak naprawdę to oni
przyczyniali się do prawdziwego rozwoju świata idei. Nie inaczej
jest też dzisiaj: najwięcej ciekawego do powiedzenia mają
najczęściej ci, których można znaleźć jedynie na rozmaitych
blogach, rzadko odwiedzanych witrynach internetowych lub też pismach
o skromnym obiegu.
Najbardziej wymowną ilustracją
schematu, w jakim funkcjonuje uprawiana za podatki filozofia są
opinie świata nauki na temat Murraya Rothbarda. Zadałem sobie trud
i sprawdziłem, co na temat jego teorii sądzą filozofowie oraz
ekonomiści z państwowych uczelni w Polsce i na całym świecie.
Lista zarzutów, jakie się mu stawia jest równie długa, co
absurdalna: postulowanie materializmu, hipertrofii wolności, chęć
zrealizowania utopijnego raju na ziemi, oddawanie wolnemu rynkowi
religijnej czci, amoralizm, ekonomizm, wolterianizm i antyklerykalizm
oraz przypisywanie sobie wszechwiedzy na temat przyszłości. Autorów
tych zarzutów nie przytoczę dla dobra ich samych. Powyższe zarzuty
pokazują wyraźnie, że stosunek świata państwowych naukowców do
myślicieli niezależnych oparty jest na tym samym uprzedzeniu, które
żywił niegdyś Platon. Gdyby dzieła Murraya Rothbarda uległy
nagle zniszczeniu i musielibyśmy zrekonstruować jego poglądy na
podstawie relacji państwowych filozofów, moglibyśmy odnieść
wrażenie, że ich autorem musiał być nihilista, choć w
rzeczywistości był nim wspaniały obrońca wolności oraz rzecznik
absolutnie obowiązujących praw moralnych.
Gdyby usługi filozoficzne
podlegały swobodnej konkurencji, mielibyśmy do czynienia ze
wspaniałym rozkwitem umysłowym. Świat zdominowali jednak
współcześni Platonowie, którzy wynoszą się ponad tych, którzy
pragną bardziej uczciwego świata. Tworzą górnolotnie brzmiące
teorie, których jedynym celem jest tak naprawdę zachowanie własnej
pozycji oraz zapewnienie sobie dochodów przy pomocy państwa. Oby
wreszcie nastała epoka sofistów.