Libertarianin, tak jak nowoczesny endek, brzydzi się
oportunizmem mafii i nie ma najmniejszej ochoty przyłączać się do
sekty. Ale jednocześnie nie jest na tyle naiwny, aby wierzyć, że
jakiekolwiek państwo może w ogóle działać.
Przede wszystkim, nowoczesny libertarianin nie jest w
stanie zrozumieć, jak można w dzisiejszej Polsce w ogóle mówić o
słabym państwie. Polskie państwo ma się świetnie – zatrudnia
ok. 3.5 miliona osób, które zarabiają średnio 30% więcej niż
ich odpowiednicy w sektorze prywatnym. Do państwa należy
wszechwładny ZUS oraz tysiące innych molochów, takich jak choćby
PKP, PLL LOT, Poczta Polska, NBP, PGNiG oraz niezliczone inne
podmioty. Państwo posiada wszystkie drogi, ulice, rzeki, jeziora,
porty, sądy, uniwersytety, stadiony itd. itp. Nie ma w całym kraju
ani jednego podmiotu prywatnego, który mógłby w jakikolwiek sposób
równać się do Lewiatana. Najzamożniejsi przedsiębiorcy w rodzaju
Jana Kulczyka czy Zygmunta Solorza-Żaka dysponują sumami, które są
niczym w porównaniu do tych, którymi zarządza skarb państwa, a w
istocie ciężko ich w ogóle nazywać przedsiębiorcami, gdyż swoje
fortuny zawdzięczają ścisłej współpracy z Lewiatanem. Polskie
państwo to gigant, wokół którego jak mrówki tłoczą się osoby
prywatne licząc na to, że załapią się na okruchy ze stołu pana
domu.
Rządząca od 2007 roku Platforma Obywatelska państwa
nie osłabia, lecz bardzo je wzmacnia. Przedstawiciele pisowskiej
sekty starają się za wszelką cenę pokazać, że platformerska
mafia je niszczy, lecz dzieje się coś dokładnie co innego. Za
rządów Tuska przybyło kilkaset tysięcy bezużytecznych biurw,
wzrosły obroty budżetu (wydatki coraz bardziej przewyższają
przychody), a państwo zachowało swój stan posiadania w prawie
wszystkich branżach (szumnie zapowiadana deregulacja okazała się
jedynie hasłem propagandowym). Sekcie oraz nowoczesnemu endekowi to
jednak za mało i chcą dalej wzmacniać rzekomo słabe dziś
państwo. W jaki sposób? Nacjonalizując jakieś branże?
Przywracając Centralny Urząd Planowania? A może dokonując fuzji
Orlenu z PKP Cargo, PGNiG oraz LOTem w celu utworzenia największej
państwowej firmy w Europie? Polskiej!Ale by była potęga...
Nowoczesny libertarianin obserwuje uważnie otaczającą
go rzeczywistość i wcale nie widzi zawłaszczenia państwa
wyłącznie przez ludzi dawnego systemu. Z państwowej kasy utrzymują
się zarówno lewicowcy chwalący mafię, jak i prawicowe pisma
wysławiające pod niebiosa mafię. Z podatków fundowane są partie
tak pobożnych, jak i bezbożnych socjalistów. Jak Polska długa i
szeroka, dziesiątki tysięcy urzędów, szkół, bibliotek,
prokuratur, hal sportowych oraz uczelni jest okupowanych nie tylko
przez ludzi dawnego systemu, ale i przez węszących wszędzie
ingerencję Salonu ludzi związanych z prawicą. Postkomuniści wcale
nie zabronili dostępu do tych kilku milionów posad na dworze
Lewiatana – pobożni socjaliści sami się garną pod jego
skrzydła. Te 3,5 miliona osób, które pracują obecnie dla państwa
to nie tylko głosujący na PO, PSL, SLD czy Palikota, ale także
(kto wie, czy nie w większości) ludzie o prawicowych poglądach,
którzy zamiast wziąć się do roboty w sektorze prywatnym wolą pić
kawę w budżetówce.
To prawda, że peerelowscy aparatczycy zagarnęli dla
siebie sporą część posad, na których siedzą do dziś, ale ich
potęga jest możliwa tyko dlatego, że tzw. „polactwo” żyje
ideałami silnego państwa. Gdy pojawiają się inicjatywy, takie jak
Ruch Autonomii Śląska, które dają nadzieję na osłabienie
państwa i przeniesienie politycznego środka ciężkości na poziom
lokalny, najbardziej zwalcza je właśnie prawica, która marzy o
silnym, scentralizowanym państwie, które o wszystkim decyduje z
Warszawy. Najzamożniejsze państwa Europy, do których porównuje
ciągle Polskę nowoczesny endek, stały się zamożne nie dzięki
swojemu państwu, ale właśnie dzięki rozdrobnieniu politycznemu,
które w Polsce zostało zlikwidowane tuż po rozbiciu dzielnicowym,
a później przekreślone przez potężne państwo szlachty.
Nowoczesny libertarianin wcale nie ma się za idiotę,
gdy twierdzi, że państwo wcale nie musi budować dróg, kontrolować
sądów ani pobierać podatków na wojsko. Historia pokazała i wciąż
pokazuje, że usługi te są świadczone znacznie lepiej przez sektor
prywatny. Państwo polskie, ani jakiekolwiek inne, nie jest tu do
niczego potrzebne.
To, czego naprawdę potrzeba, to masowego odejścia od
państwa. Zbiorowego porzucenia państwowych etatów i zgłoszenia
popytu na wolny rynek. Większość ludzi na prawicy jest
przekonanych, że wpierw trzeba odsunąć Salon od władzy, a dopiero
potem będzie można ewentualnie pomyśleć o realizacji
„marzycielskich” wolnorynkowych idei. Ale walka z Salonem bez
walki z państwem to walka z wiatrakami, gdyż Salon całą swoją
siłę czerpie właśnie z państwa. Gdyby nie było Lewiatana,
wszystkie osobniki pokroju Kwaśniewskiego, Środy, czy też
Komorowskiego byłyby bezsilne i musiałyby pracować ciężko na
życie na podrzędnych stanowiskach. Dopóki jednak nowoczesny endek
chce silnego państwa, będzie wiecznie zmagał się z wciąż
kolejnymi zastępami Palikotów i Niesiołów, których państwo,
jako instytucja do głębi zła, premiuje. Akceptując w punkcie
wyjścia dominację tej instytucji, uczciwi ludzie zawsze będą na
przegranej pozycji.
Proponując wskrzeszenie przedwojennej idei narodowej
nowoczesny endek nawet nie ma świadomości, że aspiruje do czegoś,
co zamożne kraje zachodu zaczynają coraz wyraźnie odrzucać.
Wysiłki na rzecz przekształcenia Unii Europejskiej w wielkie
super-państwo sprawiają, że państwa narodowe chwieją się w
posadach jak jeszcze nigdy od momentu ich powstania. Gdyby więc
kiedyś nowoczesnemu endekowi udało się nawet jakimś cudem zmienić
„polactwo” w Polaków i przekształcić Polskę z kraju
kolonialnego w kraj ambitnego narodu, na zachodzie nie będzie już
żadnych Włochów, Niemców, Hiszpanów ani Brytyjczyków. Ich
miejsce zajmą Tyrolczycy, Bawarczycy, Szkoci, Katalończycy,
Walijczycy, Baskowie oraz Wenecjanie. Bankructwo współczesnych
państw, które zrzeszają odmienne kulturowo grupy etniczne oraz
narody sprawia, że nie chcą one dłużej żyć ze sobą pod jednym
dachem. Tymczasem nowoczesny endek aż sapie ze złości, gdy ktoś
próbuje powiedzieć, że jest Kaszubą, Ślązakiem albo Łemkiem.
Polskie ma państwo ma być wszak z definicji silne, jednolite i
niepodzielne.
Nowoczesny libertarianin nie zamierza trwać przy
wczorajszych ideach narodowych, lecz nie dlatego, że są wczorajsze
ani dlatego, że są narodowe. Libertarianin wierzy w istnienie
wiecznego, niezmiennego kodeksu moralnego, który nie jest „polski”,
„niemiecki” ani „francuski”, lecz obowiązuje wszystkich
ludzi bez względu na miejsce i czas. Prawo własności obowiązuje
bez względu na to, co stało się dotychczas oraz bez względu na
to, co stanie się później. Taka perspektywa nie przekreśla
oczywiście myślenia w kategoriach narodu lub grupy etnicznej, z
którymi czujemy więź – naród to przecież także język i
kultura, których nie trzeba mieszać do instytucji zajmującej się
zbieraniem podatków.
Nowoczesny libertarianin nie darzy też żadnym wielkim
sentymentem II RP, w której cała rzeczywistość gospodarcza
została podporządkowana państwu. W dwudziestoleciu wojennym
panował półkomunizm przejawiający się odgórnym sterowaniem
obiegiem pieniężnym, większość przedsiębiorstw należało do
Lewiatana, a Polacy dwukrotnie doświadczyli hiperinflacji, która
zniszczyła ich oszczędności. Zaś wychwalane przez nowoczesnego
endeka „inwestycje” w rodzaju Gdyni czy Centralnego Okręgu
Przemysłowego były okupione zubożeniem społeczeństwa oraz
rozmnożeniem państwowych etatów.
Gdyby więc zestawić dwie przedwojenne dekady z III
RP, okazuje się, że współczesne państwo posiada wiele
pozytywnych cech, które są dziś powszechnie niedoceniane. Polska
zrodzona w Magdalence pozwala na względnie rynkową wycenę swojej
waluty, o czym przed wojną w większości można było tylko
pomarzyć. Zniesiono także pobór do wojska, a państwo zaprzestało
realizowania wielkich projektów, takich jak budowanie od podstaw
miast, czy też hut. Nie znaczy to oczywiście, że nowoczesny
libertarianin pragnie tworzyć apologię obecnego państwa, lecz nie
sposób odmówić mu pewnych swobód, których wcześniej zwyczajnie
nie było.
Nowoczesny libertarianin ma świadomość, że nie ma
nic do stracenia, gdyż odebrano mu w zasadzie wszystko. Decyduje o
swojej własności w bardzo skromnym zakresie i naprawdę niewiele
zmienia to, czy administrator Lewiatana będzie miał na imię X czy
Y ani też czy będzie mówił to czy tamto – niewola jest niewolą.
Jedyną szansą na wydostanie się z niej jest sprawienie, aby system
tworzący niewolę uległ rozkładowi. Jedyna sensowna strategia na
dzisiejsze czasy polega więc w istocie na tworzeniu podziałów
wśród niewolących. Na zastępowaniu monolitu pluralizmem na każdym
poziomie. Na potęgowaniu rozłamów, wzmacnianiu sporów, a może
wówczas nasi oprawcy zagapią się na chwilę i wreszcie uda się
wyjść na wolność.